niedziela, 31 lipca 2011

7

Jest sezon podręcznikowy, więc mamy ich w księgarni jakiś milion. Są ładnie poukładane, żebyśmy mogli szybko wyszukiwać to, co akurat ktoś ma na liście. Dlatego bardzo nie lubimy, jak klienci sami tam grzebią, bo potem po nich w podręcznikach zostaje tylko syf i malaria. Dzisiaj po tym jak K. znalazła fizykę z gimnazjum w podręcznikach do podstawówki spłodziłam piękną informację "PODRĘCZNIKI PODAJE SPRZEDAWCA", wydrukowałam, powiesiłyśmy z cichą nadzieją, że chociaż co trzeci klient się zastosuje. Albo co dziesiąty. Kartka wisi od jakiejś godziny, podchodzi pan i zaczyna grzebać. Zauważa kartkę. Chwilę myśli. Odwraca się do mnie i mówi coś w stylu:
- A to tak wszystkie muszą mi państwo podawać czy mogę sobie tutaj trochę poprzeglądać?
Załamałam się. Nie kuźwa, ja podaję tylko do polskiego i matematyki a w reszcie klient ma sobie sam grzebać.
Ale nic, uśmiech na twarz i:
- No my raczej byśmy woleli sami szukać, a co panu podać?
Pan: No właściwie to ja już sobie wyjąłem jedną.
...
Ja: A ma pan listę?
Pan: Nie, dlatego właśnie chciałem sobie poprzeglądać, bo mniej więcej wiem jakie to mają być.
Uh uh uh, para z uszu i te sprawy ;] Ale znowu grzeczny uśmiech i poinformowanie pana, że lepiej mieć listę i pewność, bo nie ma zwrotów na podręczniki i jak się kupi nie to potem się ich już nie odda.
Tu następuje zdziwienie:
- To jak to, jakiś minister zarządził, że zwykłe książki można oddać a podręczników nie?
Tak, bo w końcu ministrom się nudzi to piszą ustawy o podręcznikach.
Uśmiech numer 3 i:
- Nie, na zwykłe książki też nie ma zwrotów.
Potem jeszcze trochę marudzenia i pan sobie poszedł.

Rozpisałam się, ale musiałam to z siebie wyrzucić ;D Bo wcześniej już milion razy tłumaczyłam, że nie można zwracać książek, bo nie i już.
Sezon podręcznikowy to ZŁO.
A to dopiero początek.
Jakoś są rodzice, którzy przychodzą z listami i proszą o wyszukanie książek. A niektórym nie dość, że się nie chce ruszyć tyłka do szkoły po listę, to potem przychodzą i robią bajzel bo może coś sobie znajdą _-_

poniedziałek, 18 lipca 2011

6

Pamiętacie zdjęcie z poprzedniej notki? Że w jej snach jest jak ze snów i te sprawy?
Otóż objawiła nam się książka z tamtego zdjęcia.
Niepewnie wzięłam ją w swe dłonie, aby przeczytać opis na okładce.
I teraz cieszcie się, że siedzicie ;P
Czytam pierwsze zdanie:
"Wszystko zmieniło się tej nocy, kiedy zobaczyłam, jak płonący chłopak spada z nieba."
Tak parsknęłam śmiechem, że klientka, która obok rozmawiała z R. zaczęła się śmiać i zapytała co to za książkę fajną mam. Pogadałyśmy chwilę na temat ambitnej literatury i biegnę za R. pokazać jej to jakże głębokie zdanie.
R. komentuje:
"No tak, bo teraz już nie wystarczy jak facet świeci w słońcu. Teraz muszą jeszcze płonąć."
Przeżyłam drugi atak śmiechu i czytam dalej:
"Spojrzałam w okno, tuż zanim się pojawił."
One to mają wyczucie czasu w tych książkach.
"I wtedy powoli, jak piórko na delikatnym wietrze, przefrunął za szybą."
No normalka, co, nigdy Wam nie latał za oknem płonący facet? Dziwni jesteście ;D
"Odwrócił w moją stronę twarz. Usta miał otwarte w niemym krzyku."
Pewnie chciał wrzasnąć "Co się gapisz, polatać nie wolno?"
"On nie tylko płonął.
On był ogniem."
I tu się powinna jakaś złowieszcza muzyka pojawić czy coś. Toż to na horror zakrawa ;D

Normalnie ja muszę to przeczytać.
Rzekłam.
I niech mi płonący chłopak za oknem przeleci jeśli tego nie uczynię ;]
Wrażeniami się oczywiście podzielę, o ile nie umrę w męczarniach przy czytaniu ;]

wtorek, 12 lipca 2011

5

Kolejny wielki młodzieżowy hit nie wzbudzał w nas większych emocji.
Do czasu aż któreś przeczytało to wspaniałe zdanie: "W jej snach jest jak ze snów". Przypuszczam, że śmiech P. i nasz rechot słyszało pół miasta ;D
Ja nie wiem kto pisze im te teksty na okładki, ale mógłby ten ktoś czasem myśleć :)
U nas póki co to zdanie jest poprawiaczem humoru.
Zdjęcie kiepskie, bo robione na szybko i to przy napieprzającym oświetleniu witryny ;] Ale to, co najważniejsze jest widoczne!

wtorek, 5 lipca 2011

4

Z serii my i nasze wysokich lotów rozmowy ^^
K. opowiada, jak to P. tłumaczył jej ułożenie historii:
- No że tu bla bla bla a dalej historia Polski od starożytności do współczesności. To ja się tak patrzę i pytam jaką niby polska ma historię w starożytności ;D
R. jak zawsze z odpowiedzią na wszystko, z wielkim zdziwieniem i w ogóle tonem 'o boże jak można nie wiedzieć tego':
- Jak to, nie znacie tej historii o trzech polakach i dinozaurach?

Oczywiście umarłyśmy ze śmiechu ;D I tak mamy zawsze jak zmęczenie się daje we znaki i ogólnie wszyscy zaczynają być na nie ;]

sobota, 2 lipca 2011

3

Ostatnie dni jakoś nie obfitują zabawnymi tekstami. Teoretycznie powinno mnie to cieszyć.
Ale zarzucę Wam coś z zamierzchłych czasów, kiedy pracowałam w innej księgarni. Jest lipiec, więc wielkimi krokami zbliża się sezon podręcznikowy. A to łączy się z setkami matek, które szukają podręczników dla swych pociech. Teraz mam podręczniki, ale kilka lat temu w innej księgarni byłam bardzo szczęśliwym człowiekiem, ponieważ ich nie miałam ;] Co prawda mówienie jakiś milion razy dziennie, przez trzy miesiące "nie prowadzimy podręczników" było cokolwiek denerwujące, ale na pewno mniej niż tabuny ludzi, którym trzeba podręczniki podać. Czasem się zdarzyło, że nasza polska złota młodzież sama wyruszała na poszukiwanie książek do szkoły i wtedy odbywały się takie oto rozmowy:
Dwie młode dziewczyny:
- Czy macie książkę do geografii?
- Nie, nie prowadzimy podręczników.
- A ćwiczenia?

I to nie jest jedyny przypadek, te dziewczyny po prostu najlepiej zapamiętałam.

Normalne jest też coś w stylu:
- Czy macie podręcznik do historii?
- Ale jaki?
- No do drugiej klasy.
[w tym momencie księgarz przechodzi załamanie nerwowe]
- Ale nazwa, autor, wydawnictwo?
- A to ja nie wiem, muszę do syna/córki zadzwonić.

Takich sytuacji jest duuuuuuuuuużo. Takich i innych też. Żeby Wam się nie nudziło do czasu, aż zaczną nas ludzie nimi zasypywać, postaram się sobie jeszcze kilka ciekawych staroci przypomnieć :)