czwartek, 12 grudnia 2013

39. Dzień Księgarza

Dzisiaj Dzień Księgarza. Z tej okazji ten wpis, pierwszy od dłuższego czasu. Nie to, że nic się nie dzieje ciekawego, po prostu Księgarz chyba się wypalił.

W tym dniu, życzę wszystkim nam miłego dnia, dużo cierpliwości, samych miłych klientów (haha) i ogólnie żeby ten dzień minął nam w pozytywnej atmosferze :) Zważywszy na to, z jakimi wariatkami pracuję, to pewnie będzie bardzo pozytywnie.

A ja księgarzem czuję się coraz mniej, a to dlatego, że już nikt ode mnie tego nie wymaga. Ja mam się znać na plecakach, grach i wciskać ludziom czekoladowe misie i herbatki. I zakładki, pamiętajmy o zakładkach! Teraz nikt nie ocenia mojej pracy po tym, jak wygląda moja wiedza o literaturze. Bo to mało istotne. Teraz moją pracę ocenia się po tym, jak dużo nakasówki sprzedaję. I czy informuję klienta o wszystkich możliwych promocjach (czyli jakiś milion). I to nas chyba dobija. Kiedyś doceniano nas za naszą wiedzę i pasję, teraz nikogo ona nie obchodzi.
Wiem, że niektórzy z Was uważają, że dziś prawdziwych księgarzy już nie ma. Ale wierzcie mi, są, tylko z braku miłych księgarń, z klimatem, musieli schować się w sieciówkach, gdzie biegając między czterdziestoma kartonami dostawy, muszą znaleźć miejsce którego nie ma, na kolejne gry, kalendarze, herbatki, płyty, maskotki. I książki na szczęście jeszcze też. I wtedy nie mają już siły ani ochoty na nic. Nawet ten uśmiech przy kasie, to dla nich nierzadko ogromny wysiłek. Szczególnie, kiedy klient przed Tobą dał się we znaki.

Czasami spotkam się jeszcze ze stwierdzeniem, że my to mamy fajnie, bo cały dzień pijemy kawę i czytamy książki (HAHAHA). Ale już niezbyt często. Chyba klienci widzą nasz obłęd w oczach, jak biegamy dookoła robiąc milion rzeczy naraz :) Większość z klientów nie zdaje sobie sprawy jak ciężka jest to praca, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Borykamy się z problemami zdrowotnymi, które są spowodowane pracą. Czasem wracamy do domu i mamy ochotę się rozpłakać albo kogoś zabić. I to też jest spowodowane pracą. I każda kolejna taka rzecz sprawia, że tracimy ochotę na wszystko.

Dlatego dzisiaj uważam, że nie jestem już dobrym księgarzem. Mimo, iż wiedza o książkach ta sama, a nawet większa niż parę lat temu. Ale coś się we mnie wypaliło, nie ma tej iskierki, dzięki której kiedyś każdy kolejny dzień rozpoczynałam z entuzjazmem. Smutne to, brakuje mi tamtych czasów. Czasem jeszcze gdzieś tam coś się tli, ale szybko zostaje zdeptane przez wielkich nad nami, albo przez klientów, którzy uważają nas za gorszych od siebie.

I tą smutną refleksją zakończę ten wywód. Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień mimo wszystko będzie udany. Bo na szczęście mamy jeszcze siebie, a z moimi dziewczynami tworzymy taką ekipę, że nie ma na nas mocnych :)

niedziela, 30 czerwca 2013

38

Zazwyczaj umieszczam tu zabawne dialogi, jednak tym razem chciałabym podzielić się z Wami sytuacją, która w najmniejszym stopniu śmieszna nie była.
Koniec roku szkolnego wiąże się z zakupem nagród dla uczniów. Dla księgarzy jest to zmora, ale taki już nasz los. Różne mają nauczyciele budżety, czasem jest to 15 zł na jedno dziecko, czasem 20. Jest ciężko wybrać coś fajnego mieszczącego się w tej kwocie, ale staramy się jak możemy, w końcu chcemy te dzieci zachęcić do czytania, a nie wręcz odwrotnie. Rzadko się zdarza, że nauczyciel ma do wydania powyżej 30 zł na jedno dziecko. A ostatnio wmurowało mnie w ziemię, jak przyszła Pani i wybierała 24 zakładki do książek. Pomyślałam, że pewnie dodatek do nagród. Na co Pani mi odpowiedziała:
- Nie, to są nagrody. Mam do dyspozycji 3 zł na jedno dziecko.

Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Te zakładki, które brała kosztują 3.5 zł, więc pewnie jeszcze dopłacała ze swojej kieszeni. Przykre, że szkoły w ten sposób "zachęcają" dzieci do czytania.

czwartek, 30 maja 2013

37

Podchodzi do mnie klient i rzecze:
- Dzień dobry... wierny ogrodnik... jest potrzebny... mojej żonie

Powiedział to takim tonem, że nie potrafiłam śmiechu powstrzymać. Na szczęście pan też miał poczucie humoru. Wziął ogrodnika dla żony i poszedł.

niedziela, 28 kwietnia 2013

36

- Dzień dobry, chciałabym taką książkę "Inny świat" Różewicza.
Kusi, ale się nie odzywam, tylko idę po książkę. Przynoszę, pani ogląda.
- Hmmm. "Inny świat", ale to nie jest Różewicz tylko jakiś Henryk Grudziński
- Tak, bo to nie Różewicz napisał.
- Ale mi córka powiedziała, że Różewicz. Chwileczkę, ja zadzwonię.
Dzwoni.
- No, bo jest ta książka, tylko autorem nie jest Różewicz (...) Jakiś Henryk Grudziński (...) Nie, bez opracowania (...) No nie wiem, poczekaj, zapytam
I do mnie:
- Ale to jest to o gułagu?

I ja już wymiękłam, pani oburzona, że nie ma z opracowaniem kupiła, poszła. I poszłam ja też, zapalić.

niedziela, 20 stycznia 2013

35

Mamy przecenione niektóre kalendarze. Z tej okazji mamy na nich nalepki z napisem "-25% do 30.06."

Podchodzi pani i pyta:
- A takie kalendarze na cały rok też macie? Bo tu jest napisane, że ten jest do czerwca tylko...

_-_

czwartek, 10 stycznia 2013

34

Wydarzyło się nie w mojej księgarni, ale to po prostu musi zostać udostępnione jak największej liczbie osób :D

Opowiedziane przez księgarnianki z zaprzyjaźnionej księgarni :)

- Macie jakąś książkę o Kazimierzu Wielkim?
*sprawdzamy*
- Niestety, nic w tej chwili nie ma.
- Naprawdę? Nic a nic?
- Niestety, ale nie.
- Bo właściwie to nie chodzi o niego, tylko o jego konia...
- Aaa, to pani pewnie chodzi o ALEKSANDRA Wielkiego?
- Nie, KAZIMIERZA!
- Okej, nic o Kazimierzu ani jego koniu nie mamy.
- Szkoda.
<CIS>
- Bo jak o koniu, to najwyżej Aleksander Wielki albo Piłsudski, o innych wierzchowcach historia raczej nie wspomina. A jak się nazywał tamten koń?
- No, ten... no... Bucefał!