czwartek, 10 stycznia 2013

34

Wydarzyło się nie w mojej księgarni, ale to po prostu musi zostać udostępnione jak największej liczbie osób :D

Opowiedziane przez księgarnianki z zaprzyjaźnionej księgarni :)

- Macie jakąś książkę o Kazimierzu Wielkim?
*sprawdzamy*
- Niestety, nic w tej chwili nie ma.
- Naprawdę? Nic a nic?
- Niestety, ale nie.
- Bo właściwie to nie chodzi o niego, tylko o jego konia...
- Aaa, to pani pewnie chodzi o ALEKSANDRA Wielkiego?
- Nie, KAZIMIERZA!
- Okej, nic o Kazimierzu ani jego koniu nie mamy.
- Szkoda.
<CIS>
- Bo jak o koniu, to najwyżej Aleksander Wielki albo Piłsudski, o innych wierzchowcach historia raczej nie wspomina. A jak się nazywał tamten koń?
- No, ten... no... Bucefał!

5 komentarzy:

  1. Te historie są zawsze tak zaskakujące i są perełkami same w sobie i smaczek mają taki niepowtarzalny, że często chcąc napisać coś konstruktywnego, nie wiem co ma powiedzieć. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdarza się, he he, ostatnio na pytanie o stan cywilny powiedziałam
    - ożeniona:D
    W przyrodzie - jak w kreskówce - takie czarne dziury się zdarzają, tylko te wysysają mózg;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne!
    Bucefał! Nic dodać nic ując :)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj tam oj tam, każdemu się zdarza :D no, ale wtedy bym się raczej nie spierała :P w końcu księgarz wie lepiej, co ma i o czym ;)

    OdpowiedzUsuń