Jest sezon podręcznikowy, więc mamy ich w księgarni jakiś milion. Są ładnie poukładane, żebyśmy mogli szybko wyszukiwać to, co akurat ktoś ma na liście. Dlatego bardzo nie lubimy, jak klienci sami tam grzebią, bo potem po nich w podręcznikach zostaje tylko syf i malaria. Dzisiaj po tym jak K. znalazła fizykę z gimnazjum w podręcznikach do podstawówki spłodziłam piękną informację "PODRĘCZNIKI PODAJE SPRZEDAWCA", wydrukowałam, powiesiłyśmy z cichą nadzieją, że chociaż co trzeci klient się zastosuje. Albo co dziesiąty. Kartka wisi od jakiejś godziny, podchodzi pan i zaczyna grzebać. Zauważa kartkę. Chwilę myśli. Odwraca się do mnie i mówi coś w stylu:
- A to tak wszystkie muszą mi państwo podawać czy mogę sobie tutaj trochę poprzeglądać?
Załamałam się. Nie kuźwa, ja podaję tylko do polskiego i matematyki a w reszcie klient ma sobie sam grzebać.
Ale nic, uśmiech na twarz i:
- No my raczej byśmy woleli sami szukać, a co panu podać?
Pan: No właściwie to ja już sobie wyjąłem jedną.
...
Ja: A ma pan listę?
Pan: Nie, dlatego właśnie chciałem sobie poprzeglądać, bo mniej więcej wiem jakie to mają być.
Uh uh uh, para z uszu i te sprawy ;] Ale znowu grzeczny uśmiech i poinformowanie pana, że lepiej mieć listę i pewność, bo nie ma zwrotów na podręczniki i jak się kupi nie to potem się ich już nie odda.
Tu następuje zdziwienie:
- To jak to, jakiś minister zarządził, że zwykłe książki można oddać a podręczników nie?
Tak, bo w końcu ministrom się nudzi to piszą ustawy o podręcznikach.
Uśmiech numer 3 i:
- Nie, na zwykłe książki też nie ma zwrotów.
Potem jeszcze trochę marudzenia i pan sobie poszedł.
Rozpisałam się, ale musiałam to z siebie wyrzucić ;D Bo wcześniej już milion razy tłumaczyłam, że nie można zwracać książek, bo nie i już.
Sezon podręcznikowy to ZŁO.
A to dopiero początek.
Jakoś są rodzice, którzy przychodzą z listami i proszą o wyszukanie książek. A niektórym nie dość, że się nie chce ruszyć tyłka do szkoły po listę, to potem przychodzą i robią bajzel bo może coś sobie znajdą _-_
Trzymam kciuki za pierwszy września. To jedyny dzień w roku, gdy kolejki do miejscowej księgarni wychodzą na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńSzkoda że sobie troche nie poszukał i nie wynalazł, chciałabym widzieć jego minę, jak by sie okazało, że to nie te hehe
OdpowiedzUsuńNo to po kolei, chronologicznie:)
OdpowiedzUsuńNajpierw na zebraniu w maju rodzice są informowani, że lista podręczników zostania
a) wywieszona na tablicy przy wejściu do szkoły
b) udostępniona na stronie internetowej szkoły
c) wsadzona w łapy dziecka, żeby zaniosło do domu i miało.A co!
Potem w czerwcu i tak rodzice przyłażą albo do wychowawcy albo walą prosto do sekretariatu z pytaniem - czy jest już dostępna lista z podręcznikami?
Można by ich otruć, ale po co?
Potem idą tacy do sklepu i się żalą, że szkoła to nawet nie powie, jakie książki kupować, bo powymyślali tyle tych podręczników, panie... A to źle było, jak był jeden, z którego uczyła się cała Polska.
Eh... za moich czasów...
A to nie koniec, bo we wrześniu leci do szkoły druga fala, z pytaniem - a jaka książka w tym roku do polskiego?
:D
Agna - O wrześniu to my na razie nie myślimy :) Po co się dobijać ;]
OdpowiedzUsuńToska - To by przyszedł i darł ryja, że jak to nie można oddać podręczników, że tak nie może być i bla bla bla ;]
Kalio - No to ja już miałam parę takich co mówili, że szkoła nie dała listy ;DDDD
I takich co się, żalą, że za dużo tego też ;] Chociaż nie powiem, że trochę współczuję niektórym, bo przez durną nową podstawę programową muszą kupić nowe książki a mówią, że na przykład mają dwójkę starszych dzieci, które się na tych starszych uczyły. Albo zawsze kupowali od starszych roczników, a teraz muszą tyle kasy za głupotę wydać.
Także właśnie widzę rodziców zaangażowanych, którzy byli w szkole po listę, albo ściągneli z netu i przychodzą ciągle po te co im brakuje jeszcze. A niektórzy tak wlezą i Ty masz wiedzieć czego oni potrzebują _-_
Nie zazdroszczę pracy w księgarni w tym okresie :-)
OdpowiedzUsuń